Jak w przypadku wielu wielkich ludzi, schematy doktrynalne nie były w stanie okiełznać Chaplina. Jego matka należała do kościoła Anglikańskiego i w tym też kościele słuchał pierwszych kazań spoglądając co chwila na zegarek. Ojciec nie miał na niego dużego wpływu, widział go kilka razy w życiu. Jego przodkowie byli Hugenotami, więc mógł mieć coś z protestanta, choć jego samego częściej brano za krypto-Żyda, szczególnie wtedy gdy stanął po ich stronie w czasie Holokaustu.
Na początku XX wieku Chaplin spopularyzował noszenie krótkiego wąsiku, którego potem zaczął nosić Hitler. Wykreowana przez Chaplina postać w meloniku w zadużych spodniach zaczęła żyć własnym życiem o czym sam zainteresowany przekonał się stając kiedyś do udziału w konkursie na swojego sobowtóra w San Francisco i go przegrywając nie dochodząc nawet do finału. Zmarł właściwie niedawano w wieku 88 lat z przyczyn naturalnych w swoim domu w Szwajcarii w obecności swoich siedmiorga dzieci. Po śmierci jego zwłoki zostały skradzione z grobu i zarządano za nie $400,000 okupu, tak jakby komuś wydawało się, że film trwa nadal.
Nie można nie znać przemowy jaką Charlie Chaplin – mistrz kina niemego – wygłosił w filmie „Dyktator” nakręconym w 1940 roku. Stojąc ubrany w nazistowski mundur, będąc wybranym na lidera rzeszy, Chaplin wygłasza kazanie wcześniej uprzejmie kłaniając się hailującemu mu generałowi. Jego przesłanie jest – jak całe przesłanie Chrystusa – ponadczasowe. Film – nakręcony w najgorętszym momencie historii świata – wyśmiewa samo jądro tego gorąca. „Dyktator” był zakazany w Wielkiej Brytanii z uwagi na prowadzoną w stosunku do nazistowskich Niemiec politykę ustępstw, a w wielu krajach w Europie za wyświetlanie tego filmu można było pójść do więzienia.
Oto co Chaplin napisał odnośnie swojego pojmowania osoby Chrystusa. Fragment ten jest także dobrym wstępem do obejrzenia przemowy Charliego Hitlera Chaplina w filmie „Dyktator”, którą umieszczam niżej.
Pamiętam pewien wieczór spędzony w piwnicy na Oakley Street. Leżałem w łóżku z gorączką. Sydney poszedł na lekcje do szkoły wieczorowej, a ja zostałem sam z matką. Było późne popołudnie. Matka usiadła plecami do okna czytając i wyjaśniając w swój niepowtarzalny sposób Nowy Testament oraz miłość Chrystusową i Jego współczucie dla biednych i dla dzieci. Być może jej emocje w tamtym momencie były spowodowane moją chorobą, ale przedstawiła mi wtedy najpiękniejszą jaką kiedykolwiek w życiu słyszałem czy widziałem, interpretację tego kim był Chrystus. Mówiła o jego tolerancji i zrozumieniu dla kobiety, która zgrzeszyła i która miała zostać ukamienowana i o słowach jakie wtedy Jezus przy niej wypowiedział: „Ten kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci na nią kamień”. Czytała do zmierzchu robiąc przerwę tylko po to by zapalić lampę. Potem mówiła o wierze, która pozwalała chorym być uzdrowionymi tylko przez doktnięcie się skraju jego szat.
Mówiła o nienawiści i zazdrości Najwyższych Kapłanów i Faryzeuszy, opisała aresztowanie Jezusa i to z jaką godnością stanął przed Piłatem, który po umyciu rąk powiedział: „Nie znajduję winy w tym człowieku”. Opowiedziała o tym jak go ubiczowano i obnażono zakładając mu na głowę ciernistą koronę i wyśmiewając go przy tym słowami: „Heil, Królowi Żydowskiemu”.
Gdy tak opowiadała łzy wypełniły jej oczy. Mówiła dalej o Szymonie, który pomógł nieść krzyż Chrystusa i spojrzeniu jakim go Jezus w zamian obdarował, o łotrze, który umierał z nim na krzyżu i prosił o przebaczenie grzechów i o tym co mu Jezus odpowiedział: „Jeszcze dziś będziesz ze mną w raju”. I o tym jak z krzyża spojrzał na swoją matkę i powiedział: „Kobieto, oto twój syn”. O jego słowach wypowiedzianych w największej agoni: „Boże, czemuś mnie opuścił?!” Oboje płakaliśmy…
„Widzisz” – powiedziała matka – „on był bardzo ludzki, jak my wszyscy, także cierpiał i miał wątpliwości”.
Opowiadania matki tak mnie poniosły, że chciałem umrzeć tamtej nocy i spotkać się z Jezusem. Ale ona nie była tak entuzjastycznie nastawiona do tego pomysłu jak ja. „Jezus chce, abyś najpierw żył, wypełnił swoje przeznaczenie tutaj”, powiedziała. W tym ciemnym pokoju, matka objawiła mi najmilsze światło jakie ten świat kiedykolwiek widział, które obdarowało literaturę i teatr najwznioślejszymi i najbogatszymi tematami: miłością, współczuciem i człowieczeństwem”.
Charlie Chaplin, My Autobiography, 1964.
Czym się różni Charlie Chaplin od Bileama, który będąc pogańskim prorokiem zwiastował Izraelowi narodziny Mesjasza z plemienia Beniamina? Czym się różni od Cyrusa pogańskiego władcy, który przez Izajasza nazwany został Mesjaszem (Iz 45,1)? Ustami Dyktatora, w którego wcielił się Chaplin, przemawia Duch Chrystusowy, który wyrzeka się władzy, każe miłować bliźniego – czyli każdego, i głosi naukę wyzbycia się przemocy. W czasie jego powstania był to apel o zaprzestanie przemocy skierowanej przeciwko bezbronnym Żydom.
Ten film nagrano i wyświetlano w kinach w czasach rodzącej się dyktatury Hitlera i jego nazistowskego rządu, w czasach w których niemieccy chrześcijanie potulnie przylgnęli do tyrana, głos Boży przemówił „z zewnątrz”.